. .

Jak kupować :

Na adres e-mail

wa.wlad@gmail.com

wyślij :

- tytuł przedmiotu
- ilość
- adres pocztowy na który zostanie wysłana paczka.

Nowość! Sklep

Zapraszamy do e-sklepie, kliknij w link: SKLEP

Statystyki – osoby

Przeglądających stronę: 1

Ostatnie 24h: 7

Dzisiaj: 6

Wczoraj: 5

Ostatnie 7 dni: 51

Ostatnie 30 dni: 213

Wszystkich: 25426

Recenzje Stanisława Chyczyńskiego ukazała się w kwartalniku literacko artystycznym Metafora; nr2 , 2012 roku

Gdybym był artystą malarzem, rzeźbiarzem lub fotografem, marzyłbym o dużym, grubym, kolorowym albumie ze swoją twórczością. Zawsze mi się wydawało, że mistrz pędzla, dłuta lub obiektywu wtedy uzyskuje spełnienie, gdy doczeka takiej publikacji. Zapewne farciarz może intensywnie smakować dostępną satysfakcję. Na górnej półce w mojej bibliotece od dawna przytulały się do siebie albumy: Beksińskiego, Bujaka, Dudy-Gracza, Linkego, Malczewskiego, Świerzego, Weissa, Witkacego, Żechowskiego – że wymienię tylko Polaków. Brakowało jeszcze kilku: Chromego, Wojtkiewicza, Wańka, Zemły. Niektórych nie udało się zdobyć, inni nie doczekali zaszczytów. Brakowało mi również albumu Kazimierza Wiśniaka, bo książki „Z życia scenografa” i „Narodziny obrazu”, chociaż pełne wielobarwnych reprodukcji, budziły niedosyt. Na szczęście przyszedł radosny dzień, gdy do moich rąk trafił album, co się zowie: „Życie ze sztuką splecione”. Piękna rzecz. Wyśmienity prezent na osiemdziesiąte urodziny autora. Chwała należy się Jerzemu Dudzie i Władysławowi Andreasikowi za zredagowanie i zrealizowanie tak ważnej publikacji. (Nawiasem mówiąc, przydałaby się temu wydaniu profesjonalna korekta; jak widać zabrakło Aliny Pomorskiej…).

„Życie ze sztuką splecione” to niemal biały kruk – zważywszy na mały nakład (525 egz.). To już prawdziwa księga – największa i najobszerniejsza odsłona twórczości Kazimierza Wiśniaka, słynnego krakowskiego artysty malarza, scenografa, ilustratora. Funkcję werbalnego wprowadzenia w temat pełni krótka autobiografia głównego bohatera, zawierająca fragmenty dziennika z pobytu w Mosznej. Album uzbrojono również w wiele wyimków z recenzji, wywiadów czy innych komentarzy krytycznych. Niemniej jego lwią część stanowi materiał wizualny. Składa się nań ponad 20 dokumentów, ponad 70 fotografii, ponad 500 mono- i polichromatycznych reprodukcji. Wiśniak jawi się nam jako rasowy zbieracz i zapalony archiwista, dzięki czemu możemy obejrzeć jego zdjęcia: komunijne, harcerskie, rodzinne, przedwojenne i powojenne, studenckie, piwniczne etc. Mamy też okazję przestudiować świadectwa szkolne, dyplomy, telegramy, kartki pocztowe, wycinki prasowe, odręczne zapiski, a nawet – bilety wstępu, bilety lotnicze czy bileciki okolicznościowe. Krótko mówiąc, istna kopalnia odkrywkowa różnych odkryć biograficznych i nie tylko. Zgodnie z podszeptami Gałczyńskiego, wszystkie te okruchy przeszłości udało się ocalić od zapomnienia. Trzeba jednak wyraźnie podkreślić (tzn. na czerwono lub zielono), iż główna część albumu to reprodukcje projektów scenograficznych, plakatów i portretów, ilustracji książkowych, prac olejnych i akrylowych. Z przyjemnością oglądam tutaj moje ulubione obrazy: „Pole PGR-u w Słonnem” (1987), „Las” (1988), „Zamek w Krasiczynie” (1992), „Koszyk z niespodzianką” (2001) czy „Helen płynie do Anglii” (2006). Mógłbym jeszcze długo wymieniać, ale daruję to sobie. Natomiast nie mogę oprzeć się pokusie, by wyliczyć wszystkich literatów, którzy zostali sportretowani przez krakowskiego artystę. A więc są to: Ernest Bryll, Andrzej Bursa, Janusz Drzewucki, Stanisław Grochowiak, Marian Grześczak, Franz Kafka, Wojciech Kawiński, Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Tadeusz Nowak, Joanna Olczak-Ronikier, Stefan Pastuszewski, Edmund Pietryk, Tadeusz Różewicz, J. M. Rymkiewicz, Wojciech Wencel. Niektóre z tych konterfektów narysowane są piórkiem, inne namalowane pastelami. Znam takich, którzy b. chcieliby poddać się temu zabiegowi, ale najwyraźniej ich ukryte marzenia pozostaną płonne.

Z autobiograficznych zapisków dowiadujemy się, że Wiśniak pochodzi z Łodzi, z biednej robotniczej rodziny, że w dzieciństwie najbardziej brakowało mu męskiej opieki. Po wojnie – via Ziemie Odzyskane – trafił do Krakowa, gdzie najpierw podjął studia na architekturze wnętrz, potem przerzucił się na scenografię (ASP). Współtworzył legendarną Piwnicę pod Baranami, w której zawarł wiele znajomości z przyszłymi sławami (Roman Polański, Tadeusz Kantor, Piotr Skrzynecki, Bronisław Chromy etc.). Później z teatrem pantomimy Henryka Tomaszewskiego podróżował po świecie. Jako wzięty scenograf współpracował również z Jerzym Jarockim i Konradem Swinarskim. Pracował w Teatrze Słowackiego, Starym Teatrze oraz przez 5 lat był dyrektorem Bagateli. Jego dorobek obejmuje ponad 250 zrealizowanych scenografii. Swoje śmieszne rysunki regularnie drukował w szalenie popularnym „Przekroju”. Wysmakowaną kreską ozdabiał lokalny periodyk nieregularny „Salwator i Świat”. W latach 90-tych ub. w. nie pogardził nawet niszowym miesięcznikiem „Nihil Novi”, gdzie chętnie i dosyć często publikował satyryczne grafiki.

Niemałą część wspomnień poświęcił Wiśniak ukochanej Lanckoronie. Odkrył ją dla siebie w 1969 r. Zauroczyła go do tego stopnia, że w 1972 wybudował tam sobie drewniany domeczek na stromym zboczu. Pomieszkiwał w nim przez 30 lat, aż do dnia, w którym  ten swój prowincjonalny azyl sprzedał. W tym czasie został prezesem Towarzystwa Przyjaciół Lanckorony, przejął redagowanie kwartalnika „Kurier Lanckoroński”, czyniąc zeń jedno z najciekawszych i najoryginalniejszych czasopism lokalnych. Przypuszczam, iż jest to autentyczny fenomen w skali kraju. Wiele rysunków z tego właśnie tytułu trafiło do niniejszego albumu. Omawiając swoje istotne związki z Lanckoroną, artysta dokonuje prezentacji wielu zasłużonych osób,  które zyskały jego sympatię (np. wójcina Zofia Oszacka, aptekarka Anna Leszczyńska, artyści Stanisława i Piotr Piaskowscy). Innych ważnych animatorów kultury pomija. No cóż, jego przedstawienie, jego wybrańcy…

Jako gawędziarz nasz czołowy scenograf wypada chwalebnie. Lekkim piórem kreśli  naturalne figury (czyt. zdania). Sprawnie żongluje urozmaiconym słownictwem. Bardzo mnie to cieszy, gdy – nie ulegając modnym kalkom brytyjskim – określa płeć za pomocą takich słów jak „pisarka”, „dyrektorka”, „reżyserka” itp. (Szlag mnie trafia, kiedy jakaś celebrytka sepleni w telewizji: „jestem właścicielem”!). Jako rysownik i malarz Kazimierz Wiśniak ujawnia swój charakterystyczny rys – wielkiego pracusia. Jakże te jego ilustracje lub firmowe obrazy są czasochłonne i pracochłonne! Są też odważne pod względem zestawień kolorystycznych. Daje się zauważyć, że twórcza odwaga jest wprost proporcjonalna do upływającego czasu. Niekiedy feerie barw na późnych pracach Wiśniaka dotykają niebezpiecznej granicy kiczu. Przynajmniej zdaniem niektórych krytyków. Mnie osobiście najbardziej podobają się te, w których artysta osiągnął poetycki nastrój za pomocą niewielkiej, fantazyjnej ingerencji w świat natury. On sam to potwierdza: „Od dawna nie piszę wierszy, ale malując obrazy, ustawiam je blisko poezji” (s. 108). Śmiem twierdzić, że – stając się bardziej spontanicznym i niezależnym w widzeniu świata – Wiśniak przedzierzgnął się w „niepoprawnego” kolorystę. Opieram się choćby na takim wyznaniu: „Malarstwo wyprowadziło mnie z tego piwniczno-teatralnego życia, pozwoliło wyrazić ogromną radość wobec natury” (s. 83). A przecież plastycy wyrażają euforię za pośrednictwem jasnych, ciepłych, krzykliwych barw. Jeden z najlepszych tego przykładów to niezwykle pomysłowy obraz „Cztery pory roku” (2000). Fakt, każda pora może nam czasem pokazać swoją wesołą twarz.

Wychodząc z robotniczej Łodzi w świat, Kazimierz Wiśniak zrobił imponującą karierę. Stał się wybitnym artystą. To prawdziwe dziecko szczęścia, ulubieniec bogów, współczesny krewniak biblijnego Abla. Wyobraźnia podsuwa mi śmiałą alegorię: Oto rozpromieniony Pan Kazio siedzi na antycznym kamieniu (może to być koryncki kapitel z częścią trzonu). Po przyjacielsku, bardzo serdecznie, smukłymi ramionami obejmuje go uśmiechnięty, półnagi Apollo, patron sztuk pięknych. Po opalonych torsach i nogach dostojnie spacerują czerwone biedronki. Nad  wszystkim wisi lazurowe niebo, po którym opieszale płyną kremowe, pyzate, kokieteryjne obłoki, a zamiast słonka nieruchomo czuwa ogromny niepylak apollo. Grają pasikoniki, pachną sioła i zioła, jest bosko…

- – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – - – -

Kazimierz Wiśniak „Życie ze sztuką splecione”, wyd. VANDRE, Kraków 2012

Dodaj komentarz